Recenzja gry PS4

Nioh 2 (2020)
Fumihiko Yasuda

Śmierć jak kromka chleba

Pozory mylą. Zerknijcie tylko na ten panteon shintoistycznych bóstw, demonów oraz wszystkiego pomiędzy. Monstrualne oko kica rączo na jednej nodze, lecz wystarczy jeden fałszywy ruch, a zostanie
Przeczytaj naszą recenzję gry "NioH 2"
Pozory mylą. Zerknijcie tylko na ten panteon shintoistycznych bóstw, demonów oraz wszystkiego pomiędzy. Monstrualne oko kica rączo na jednej nodze, lecz wystarczy jeden fałszywy ruch, a zostanie z Was tylko mokra plama. Wyszczerzone małpki mamroczą coś pod nosem i grzebią w ziemi, ale jeszcze chętniej pogrzebią w Waszych wnętrznościach. Nawet swojskie meduzy mają kiepski dzień – całun hebanowych włosów i szponiaste łapy będą ostanim wspomnieniem przed śmiercią w męczarniach. Czy to samo czuli zagraniczni bracia po padzie, spotykając na swojej drodze Leszego, Południcę lub Biesa w "Wiedźminie"



W pierwszej części gry wędrowaliśmy śladami Williama Adamsa – jeśli wierzyć historycznym źródłom, pierwszego Europejczyka naturalizowanego na japońskiej ziemi. W grze facet ruszył na Daleki Wschód tropem magicznych kamieni – karty przetargowej w politycznej rozgrywce pomiędzy Hiszpanią a Anglią. Jego podróż była z kolei niezłą metaforą naszego doświadczenia – Adams stopniowo rozgryzał obcy kulturowy kod i próbował odnaleźć się w świecie, w którym wszystko, co żywe, chciało go uśmiercić. "NioH 2" to nominalnie prequel jego przygód – pokazuje wydarzenia, które w erze Sengoku doprowadziły na szczyty władzy Odę Nobunagę. I choć w podlanej metafizyką opowieści nie brakuje historycznego kośca, polityczne dramaty oraz szekspirowskie narracje szybko schodzą na dalszy plan; tutaj egzystencja toczy się od pojedynku do pojedynku, w błędnym kole śmierci i śmierci. Tym razem bohatera albo bohaterkę wymyślicie sami. A jeśli kosmetologia, fryzjerstwo bądź szafiarstwo to Wasz konik, spędzicie w edytorze postaci długie godziny. Dość powiedzieć, że możecie oddzielnie przystrzyc grzywkę, koński ogon i baczki. Szaleństwo. 

  

Ten, kto nie miał do czynienia z oryginałem, musi wiedzieć, że "NioH" to gra dyskontująca popularność tzw. Soulslike’ów – masochistycznych doświadczeń, w których ultratrudna rozgrywka prowadzi do epifanijnych momentów spełnienia. Z kolei ten, kto spisywał już nazwiska demonów na szlaku, poczuje się jak w domu. Podróżując przez lasy, góry, niecki i doliny, pokonamy setki ciężkozbrojnych żołnierzy, monstrów rodem z japońskiego folkloru, opętanych żądzą władzy watażków, a w ramach krwawej puenty – bossów z piekła rodem. Podstawą systemu walki jest uważna obserwacja wskaźnika wytrzymałości oraz płynna zmiana wysokości ataków. Przy najniższej pozycji miecza możemy zalać wroga gradem ciosów, które w gruncie rzeczy nie przemęczą ani jego, ani nas. Przy najwyższej – potężne combosy szybciej wytrącą go z równowagi, lecz i my będziemy potrzebować czasu, by złapać oddech. Kluczem jest odpowiednia strategia oraz świadomość, że po każdej serii uderzeń możemy "oczyścić" życiodajną energię Ki, odzyskując tym samym cząstkę wytrzymałości. Nowością jest nieco przegięty kontratak, który pozwala zniwelować sygnalizowane czerwoną poświatą, nieblokowalne uderzenie. Long story short – im większe ryzyko, tym droższy szampan.



Prosty w założeniach system rozrasta się na naszych oczach do gargantuicznych rozmiarów – zwłaszcza że twórcy postawili na jeszcze elastyczniejszą formułę modyfikowania rozgrywki. Podstawowe cechy, od siły przez zręczność po odwagę, znów odpowiadają za efektywność w posługiwaniu się konkretnym typem broni. Tyle że samych broni jest teraz znacznie więcej – podwójne katany i oburęczne miecze, ciężkie młoty i leciutkie pałki tonfa, do tego włócznie, toporki, kusarigamy; do wyboru, do koloru. Tym razem każda klasa uzbrojenia ma oddzielne drzewko rozwoju, podobnie zresztą jak umiejętności ninja (shurikeny, bomby dymne, błyskawiczne uniki, w ten deseń), oraz diabelskie moce. Wraz z tymi ostatnimi pojawia się istotne novum: jako że prowadzimy w bój pół krwi demona, możemy teraz kolekcjonować dusze poległych przeciwników, a co za tym idzie – przejmować wykorzystywane przez nich moce i ataki, zaś po napełnieniu specjalnego wskaźnika zamienimy się skrzydlatą, zębatą i rogatą bombę atomową. To oczywiście jedynie wierzchołek góry lodowej. Customizacja wszystkich ataków, najróżniejsze profesjonalizacje, nasycanie oręża żywiołami, handel ułatwiającymi zabawę "blogosławieństwami", przyzywanie uczynnych duszyczek (tym razem również w wersji NPC), rozbudowane zabawy w kuźni i dojo… – elementy, które w innych tytułach stanowiłyby trzon zabawy, w ""NioHu"są zaledwie przyprawą do wielodaniowego posiłku. Smacznego! 



Ze wszystkich gier, którym przyszywaliśmy narrację o adekwatności wyzwania i nagrody, "NioH 2" wydaje się najuczciwszy. Potencjał systemu rośnie wprost proporcjonalnie do skali horroru, z którym konfrontują nas twórcy. A trzeba wiedzieć, że jeśli chodzi o testowanie naszej wytrzymałości, nie zdejmują nogi z gazu. Gotowe do oprawienia w ramkę pocztówki z feudalnej Japonii – tu z kwitnącą wiśnią, tam z płonącym niebem, gdzie indziej z ukwieconą łąką – potrafią uśpić czujność. Ale nie dajcie się zwieść, to nie miejsce dla turystów. "Ni-oH" to gra słowna, w dosłownym tłumaczeniu oznacza "życzliwego króla", zaś jako anagram odsłania demoniczną proweniencję. Ironia uderzy z całą mocą, gdy po raz pierwszy zatopicie katanę w sercu wroga.
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones